Wiem, że bardzo dawno mnie tutaj nie było. Wiem, obiecałam regularne posty. Ale to nie takie proste. Moje życie od jakichś dwóch miesięcy kręci się wokół jednej rzeczy, otóż: wokół mojej książki. Brzmi zjawiskowo, ale wcale takie nie jest. Praca licencjacka zawierać ma kilkadziesiąt stron- jest więc swojego rodzaju książką, naukową.
I naprawdę, prócz tego, nic specjalnego się u mnie nie dzieje. Każdą wolną chwilę poświęcam swojej pracy, zaprzyjaźniłam się z encyklopediami, historia, której nie znosiłam i dalej nie znoszę, stała się moją koleżanką.
I to w zasadzie byłoby na tyle. Zdjęcie powyżej przedstawia moją codzienność. Z wyjątkiem obiadu, który zwykle jem na mieście. Po prostu wczoraj zaszalałam i musiałam to uwiecznić na zdjęciu. Lecz gdyby tak zamienić obiad na encyklopedie*, to zdjęcie przedstawiałoby moją codzienność.
Na zakończenie, życzę wszystkim wesołych świąt, coby nie było, że tytuł jest niedopasowany do wpisu. Wspomnijcie, co Jezus dla Was uczynił. Błogosławieństwa!
_____________________________________________________________________
*encyklopedie- celowo napisałam „encyklopedie”, ponieważ korzystam z kilku. Gdybym zaglądała do jednej, „e” byłoby z ogonkiem „ę”: „encyklopedię”.
Jestem wyjątkowo wrażliwa na ortografię, zwłaszcza, jeżeli chodzi o „ę” na końcu wyrazu. Gdy ktoś nie używa polskich znaków, w wyrazach takich jak „ktos” lub „znakow”, nie zwrócę na to szczególnej uwagi. Natomiast, jeśli w słowie, np. „się” nie zobaczę ogonka, to nie wiem czy ktoś po prostu nie używa polskich znaków czy też nie zna polskiej ortografii.
Od podstawówki tak mam.